Turystyczna miejscowość z podobno arabskim centrum (po opowieściach znajomych o taksówkarzach wyworzących niewiadomo gdzie i w ten sposób negocjujących wyższą zapłatę postatnowiliśmy poruszać się, poza wycieczkami fakultatywnymi, w obrębie zasięgu piechtolotu).
Miejscowość ciągnie się nad wybrzeżem po horyzont w obie strony:) Poranne lądowanie pozwoliło nam podziwiać światła miasta w nocy i wschód słońca z płyty lotniska wojskowo-cywilnego (dodatkową atrakcję podczas pobytu stanowiły nisko latające MIGi w pełnym uzbrojeniu:). Magiczne wręcz przywitanie z Egiptem.
Kurort powstał już ładnych kilka lat temu, więc rafy przy plaży w wiekszości zniszczone (ale są też piękne - jak na pierwsze snurkowania, fragmenty z takimi naturalnymi elementami jak krzesło porośnięte koralowcem:). Hotele im bliżej centrum tym starsze, co widać. Tak na oko przynajmniej połowa hoteli grupy PickAlbatros.
W hotelu łagodne zderzenie z kulturą arabską - wszyscy zapraszają do sklepu, chcą coś wcisnąć, negocjować (aczkolwiek znaleźliśmy w sklepie przy hotelu jednego Pana "last price", który nie miał ochoty na najmniejsze negocjacje, w związku z czym szybko opuściliśmy jego przybytek:) Naganiacze na wycieczki czy usługi podchodzą do ludzi wszędzie, zaczynając rozmowę w ich zdaniem najbardziej przyjaznym frajerom języku (nie wiedzieć dlaczego doBeaty mówili po Włosku lub Francusku, do mnie po Rosyjsku - czym uzyskiwali w odpowiedzi jedyny w miare znany zwrot w tym języku - "niet";)
Prawdziwy "łan dolarowy" hardcore zaczyna się później:)